Z okazji 30 urodzin, Steve Jobs urządził przyjęcie dla tysiąca gości, na zaproszeniu wydrukowano: ”Pewne stare hinduskie powiedzenie głosi: przez pierwsze 30 lat życia kształtujesz swoje nawyki, przez ostatnie 30 lat życia to nawyki kształtują ciebie”. Minąłem tą magiczną granicę, mam swoje nawyki, należy do nich używanie produktów Apple, dlatego kształtują one treść tego, o czym piszę.
„W tym roku bez słuchawek i ładowarki, za rok bez Lightning, za dwa bez przycisków, za trzy bez ekranu, bo Apple Glass, a kiedy bez sensu?”
Kupno iPhone’a 11 Pro automatycznie nie zrobi z nikogo fotografa. Jak mawiał mój trener koszykówki: „Wy w Jordanach, a Litwini wyszli na parkiet w trampkach i was oklepali”.
Pod koniec listopada odebrałem mojego nowego iPhone’a. Co prawda smartfon nie jest wart swojej ceny, mimo wszystko polecam. Nie o nim jednak będzie tutaj mowa, a o zegarku Apple Watch, który należało ze wspomnianym iPhone’em zsynchronizować. Miałem z tym problem, słabo widzę, dlatego też trudno mi było umieścić ekran smart zegarka dokładnie w wyświetlanym na iPhonie prostokącie. Ręczne parowanie również nie działało „automagicznie”, w związku z czym odłożyłem przerastające moją cierpliwość przedsięwzięcie na później. Apple Watch trafił do przysłowiowej szuflady. Przypomniałem sobie o nim miesiąc później, w styczniu.
„For iOS users, today is update day. For Android users, it’s just Tuesday”… Użytkownicy Twittera interesujący się tematyką związaną z firmą Apple domyślają się z pewnością, kto jest autorem tego żartu. Tak, to użytkownik kryjący się pod nickiem - not Jony Ive (@JonyIveParody). Jeżeli jeszcze go nie obserwujecie, to szczerze polecam. Tempo aktualizacji systemu Android, a co za tym idzie jego fragmentacja, jest częstym tematem jego zabawnych tweetów. Bo i jest się z czego śmiać. Do czasu. Do czasu, kiedy wracając do rzeczywistości, zdamy sobie sprawę, że samo Apple nie jest także wolne od fragmentacji - „For iOS users, today is update day. I mean, for the few of them because fuck you”.
Być może trudno w to dzisiaj uwierzyć, ale w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku firma Apple stała na krawędzi upadku. Choć obecna sytuacja finansowa kalifornijskiego producenta jest bardzo dobra - wszakże Apple to jedna z najcenniejszych marek na świecie - to mimo wszystko powinien on uważać. Historia lubi się powtarzać, a działania firmy w ostatnich latach bardzo przypominają te, które doprowadziły do wspomnianego stanu sprzed przeszło 20 lat.
Kultowy spot reklamowy firmy Apple - „1984”, wyemitowany ponad 30 lat temu podczas finałowego meczu amerykańskiej Ligi NFL, nawiązywał do powieści George'a Orwella „Rok 1984”. Wyreżyserowany przez Ridleya Scotta filmik kończą słowa narratora: „24 stycznia Apple Computer zaprezentuje Macintosha. I zobaczycie, dlaczego rok 1984 nie będzie taki jak Rok 1984”. Przed nami konferencja WWDC 2017, na której zostaną zaprezentowane nowe wersje systemów operacyjnych dla urządzeń z logo nadgryzionego jabłka. Jabłka? Powinienem raczej użyć emoji symbolizującego ten owoc. Do tego zmierza Apple. O takiej trywializacji języka nie pomyślał nawet sam Orwell, kiedy na potrzeby wspomnianej książki stworzył zasady tzw. Nowomowy.
Jedną z charakterystycznych cech urządzeń firmy Apple jest ich dostępność, definiowana jako dostosowanie do potrzeb osób niepełnosprawnych. Kalifornijski producent nie zapomina o tej grupie użytkowników i przy okazji kolejnych odsłon swoich systemów operacyjnych usprawnia istniejące oraz wprowadza nowe funkcje ułatwień dostępu.
Opóźnienie ubiegłorocznej premiery słuchawek AirPods tłumaczone było najczęściej koniecznością ostatecznego dopracowania produktu. Pomimo przesunięcia ich premiery o dwa miesiące, bezprzewodowe słuchawki firmy Apple w dalszym ciągu mają pewne ograniczenia dyskwalifikujące je w oczach wielu użytkowników. Należy do nich przede wszystkim brak możliwości pełnego sterowania odtwarzaniem muzyki bez konieczności wydawania odpowiednich poleceń głosowych Siri.
Na łamach jednego z serwisów technologicznych przeczytałem kiedyś, iż klientów firmy Apple można porównać do najzagorzalszych kibiców piłkarskich, wierzących ślepo w swoją drużynę. Przyznaję, jest w tym dużo prawdy. Swoją opinię na ten temat wyraziłem w artykule pt. „Jak diabeł nie skusi, to Apple musi” opublikowanym w ostatnim numerze MyApple Magazynu. Czegokolwiek Apple by nie zaprezentowało, to i tak można mieć pewność, że przed salonami firmy ustawią się kolejki wiernych klientów. Nic zatem dziwnego, że użytkowników sprzętów z logo nadgryzionego jabłka zwykło się nazywać „fanboyami” czy „lemingami”. W tym tygodniu do amerykańskiego słownika Merriam-Webster dodano termin „sheeple”, będący kolejnym określnikiem dla tej grupy osób.
Na początku marca Serwis Spotify poinformował, iż liczba jego użytkowników przekroczyła 50 milionów. Mowa tu wyłącznie o osobach opłacających comiesięczny abonament za usługę, gdyż całkowita liczba zarejestrowanych kont w serwisie osiągnęła już pułap 100 milionów. Daje to szwedzkiemu serwisowi niekwestionowane pierwsze miejsce pod względem ilości użytkowników. Ostatnia zapowiedź uatrakcyjnienia jego oferty pokazuje jednak, że Spotify bardzo obawia się konkurencji w postaci Apple Music.
Aktualizacja systemu iOS do wersji 10.3 wprowadziła kilka istotnych nowości. Jedną z nich jest funkcja pozwalająca na zlokalizowanie słuchawek AirPods.