Jest rok 15000 p.n.e., anonimowy paleolityczny artysta tworzy kolejne naścienne malowidło. Kiedy jego przodkowie tworzyli własne rysunki, nakładali farby palcami lub pędzlami z mchu, natomiast on może wykonywać swoją pracę bardziej szczegółowo, posługując się wykonaną z wydrążonej kości prymitywną formą aerografu. Choć rezultat jego pracy zachował się do obecnych czasów, to francuska jaskinia Lascaux, niejako galeria malowideł z tamtej epoki, jest zamknięta dla zwiedzających. Na szczęście nieopodal otwarto jej wierną kopię, gdzie możemy porównać jakość prehistorycznych prac pod względem użytych do ich wykonania narzędzi. Kupując Apple Pencil, mamy możliwość porównania własnej pracy przy jego użyciu oraz tej przy zastosowaniu wcześniejszych rozwiązań.

Choć na przestrzeni tysiącleci podobne narzędzia wykorzystywano m.in. w Mezopotamii, Egipcie i Chinach, to etymolodzy są zgodni, iż słowo „stylus” wywodzi się ze starożytnej greki. Za jego prawzorzec uznano słowo „σ τύ λ ος” bądź „σ τίζ ω”, jednak bez względu na jego rzeczywiste brzmienie mianem tym określano metalowy rylec służący do pisania na drewnianych tabliczkach pokrytych woskiem. Grecka nazwa została upowszechniona przez starożytnych Rzymian i to bezpośrednio od łacińskiego słowa „stilus” pochodzi nazwa większości współczesnych narzędzi do obsługi ekranów dotykowych. Większości, bo przecież produkt firmy z Cupertino „is not a stylus, it's the Apple Pencil”.

Kiedy poproszony przez Tima Cooka o zaprezentowanie iPada Pro Phil Schiller po raz pierwszy wymienił nazwę urządzenia do obsługi nowego tabletu, wśród zebranych rozległy się śmiechy. Co prawda ani w słowie „pencil”, ani w jego zestawieniu z nazwą firmy nie ma nic śmiesznego, jednak użycie go w kontekście opinii Steve'a Jobsa na temat takiego akcesorium jest rzeczywiście zabawne. Oczywiście, aby to zauważyć, niezbędny jest pewien dystans, a sądząc po pojawiających się opiniach na temat nowych produktów Apple, niektórym po prostu go brakuje. Mnie brakuje Jobsa, ale od czterech lat firmą kieruje Tim Cook i właśnie przedefiniował słowa swojego poprzednika: „Stylus? Who wants a stylus?”.

To zresztą nie pierwszy raz, kiedy Apple wprowadza na rynek produkt, który wcześniej nie znalazł aprobaty u Jobsa. Po jego śmierci w 2011 roku, pojawił się 7,9-calowy iPad Mini, a przecież w opinii założyciela firmy wyłącznie 9,7-calowy ekran iPada miał zapewniać wygodną pracę na tablecie. W odwrotną stronę podążyły kolejne generacje iPhone'a, w których 3,5-calowy ekran zastąpiono początkowo 4-calowym, a w ubiegłym roku już 4,7- i 5,5-calowym. To także można nazwać działaniem wbrew słowom Jobsa, pamiętając sytuację z 2010 roku, kiedy zapytany przez dziennikarza o to, czy Apple rozważa produkcję większego iPhone'a, zadrwił on z takiego rozwiązania, porównując wymiary posiadającego 4-calowy ekran Samsunga Galaxy S do znanego ze swoich gabarytów samochodu Hummer.

Każdorazowo po premierze urządzenia firmy Apple, którego miało przecież nie być, uaktywniają się quasi-specjaliści od przewidywania reakcji Jobsa, zgodnie twierdząc, iż ten na pewno przewraca się w grobie. Choć osoby te drażni słowo magia pojawiające się ich zdaniem zbyt często podczas prezentacji produktów firmowanych logo nadgryzionego jabłka, to najwyraźniej same tą magią się posługują, bo tak naprawdę trudno było przewidzieć reakcje Jobsa jeszcze za jego życia. Ewolucja czy raczej rewolucja w portfolio produktów i usług firmy to stały proces przebiegający niezależnie od wcześniejszej opinii założyciela Apple i bez względu na czas, gdyż on sam często zmieniał zdanie. „iTunes na Windows? Po moim trupie!" - to pierwsza opinia Jobsa na temat udostępnienia macowego programu na platformę firmy z Redmond. Na jej zmianę nie trzeba było czekać tak długo, jak zapowiadał, dzięki czemu iPody zyskały tylu odbiorców. Czy zatem Steve Jobs byłby w dalszym ciągu przeciwnikiem stylusa?

Apple Pencil nie jest pierwszym rysikiem w historii firmy, ponieważ za jego pomocą obsługiwało się zaprezentowanego w 1993 roku Newtona Message Pada, o którym więcej w pierwszym numerze naszego magazynu pisał Jaromir Kopp. Co prawda Steve Jobs po swoim powrocie do Apple w 1997 roku podjął decyzję o wycofaniu z produkcji tego urządzenia, to jednak od tamtej chwili minęło blisko 20 lat i technologia wytwarzania ekranów dotykowych uległa zmianie.

Kiedy podczas prezentowania pierwszego modelu iPhone'a w 2007 roku Jobs wypowiadał swoją opinię o stylusach, dotykowe telefony pozostałych producentów korzystały z ekranów oporowych. Nie była to jednak technologia komfortowa, gdyż wymagała od użytkownika uginania ich zewnętrznej powłoki, do czego najlepiej nadawał się właśnie rysik. Co ważne, mógł on mieć dowolną formę, ponieważ jego zadaniem było wyłącznie przenoszenie nacisku, dlatego równie dobrze sprawdziłby się jaskiniowy pędzel z mchu, jak i zaostrzony rzymski stilus. Nic zatem dziwnego w opinii Jobsa na temat tego typu rozwiązań.

Ekrany pojemnościowe, w które wyposażona jest dzisiaj większość urządzeń, działają dzięki wykorzystaniu zjawiska zmiany pola elektrostatycznego. Pozwala to na zastosowanie techniki MultiTouch, umożliwiającej kontrolowanie ich interfejsów więcej niż dwoma palcami jednocześnie, a zarazem na bardziej precyzyjną obsługę bez konieczności korzystania ze stylusa. Oczywiście taka możliwość również istnieje, jednak ekrany dotykowe wykonane w tej technologii reagują wyłącznie na materiały przewodzące prąd elektryczny.

Ludzie nie chcą jednak korzystać z rysika, ponieważ systemy takie jak iOS i Android pozwalają na wygodną obsługę mobilnych urządzeń przy pomocy ulubionego stylusa Jobsa - własnego palca. Choć dzięki modelom fabletu Samsung Galaxy Note i tabletu Microsoft Surface Pro rysiki przeżywają renesans, to odpowiadają za to jedynie wymienione urządzenia. Pod koniec bieżącego roku dołączy do nich Apple Pencil.

Dlaczego nie napisałem, iż dołączy do nich iPad Pro wyposażony w Apple Pencil? Ponieważ - w przeciwieństwie do konkurencji - są to, choć komplementarne, to jednak dwa dostępne osobno urządzenia. Oczywiście można się sprzeczać, czy nie jest to próba wyciągnięcia kolejnych pieniędzy od użytkowników, ale chyba łatwiejszym na to sposobem byłoby oferowanie rysika w zestawie podnosząc po prostu cenę tabletu. A tak mamy wybór, ponieważ to od naszych wymagań zależy, czy do pracy na tablecie potrzebujemy osobnego stylusa, czy jednak wystarczy nam tych dziesięć od Boga, o których wspominał Steve Jobs.

To po co w ogóle pojawił się Apple Pencil? Do malowania dużego zwierza, zupełnie jak w jaskini Lascaux przed piętnastoma tysiącami lat. Apple swojego nowego iPada Pro wyposażyło w gigantyczny ekran o przekątnej 12,9 cali, o rozdzielczości 2732 x 2048 pikseli, co z ich łączną liczbą 5,6 miliona daje wynik lepszy niż w przypadku 15-calowego MacBooka Pro Retina. Tak duża rozdzielczość wymaga wydajnego procesora i układu graficznego, dlatego Apple zdecydowało się na zainstalowanie całkowicie nowego 64-bitowego chipu A9X. Jego dokładnych parametrów jak zwykle nie zdradzono, jednak Apple poinformowało, iż iPad Pro jest szybszy i bardziej wydajny od 80% wszystkich komputerów PC, jakie trafiły na rynek w ostatnim roku, a jego układ graficzny od 90% z nich.

Co prawda wspomnianym wcześniej Hummerem można jeździć na zakupy, jednak został on zaprojektowany na potrzeby wojska, a do codziennego użytkowania lepiej wybrać coś mniejszego. Tak samo postąpiło Apple, oferując iPada Pro i Apple Pencil profesjonalistom, a pozostałym klientom pozostawiając możliwość standardowej obsługi nowego tabletu za pomocą gestów i oferując im odświeżonego iPada Mini 4.

Apple Pencil przypomina bardziej rozwiązania stosowane przez firmę Wacom niż przez Samsunga czy Microsoft. W porównaniu ze zwykłymi rysikami wyróżnia go to, że jest magiczny, a tak poważnie - że jest cyfrowym odpowiednikiem konwencjonalnego ołówka. Dzięki dwóm wbudowanym w końcówkę czujnikom Apple Pencil potrafi rozpoznawać kąt nachylenia i w ten sposób po jego przechyleniu można tworzyć efekty cieniowania. Z kolei czujniki nacisku sprawiają, iż w zależności od jego siły powstaną cieńsze bądź grubsze linie.

Jedną z podstawowych wad w przypadku urządzeń tego typu jest opóźnienie pomiędzy ruchem rysika, a jego odzwierciedleniem na ekranie. Ma to negatywny wpływ na ogólne wrażenia z ich korzystania. W Apple Pencil takie opóźnienie udało się zredukować do praktycznie niezauważalnego poziomu. W momencie kiedy korzystamy z rysika, iPad Pro skanuje jego pozycję 240 razy na sekundę, czyli dwukrotnie częściej, niż gdy do obsługi używamy palca. To powoduje, iż zwłoka pomiędzy przeniesieniem obrazu z głowy na ekran iPada Pro trwa milisekundy. I choć o takim wyniku jaskiniowy artysta mógłby tylko pomarzyć, to ma nad nami przewagę, bo naszych prac za 15 tysięcy lat, nawet tych stworzonych rysikiem Apple, nikt nie będzie oglądał.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 8/2015:

Pobierz MyApple Magazyn 8/2015