Kultowy spot reklamowy firmy Apple - „1984”, wyemitowany ponad 30 lat temu podczas finałowego meczu amerykańskiej Ligi NFL, nawiązywał do powieści George'a Orwella „Rok 1984”. Wyreżyserowany przez Ridleya Scotta filmik kończą słowa narratora: „24 stycznia Apple Computer zaprezentuje Macintosha. I zobaczycie, dlaczego rok 1984 nie będzie taki jak Rok 1984”. Przed nami konferencja WWDC 2017, na której zostaną zaprezentowane nowe wersje systemów operacyjnych dla urządzeń z logo nadgryzionego jabłka. Jabłka? Powinienem raczej użyć emoji symbolizującego ten owoc. Do tego zmierza Apple. O takiej trywializacji języka nie pomyślał nawet sam Orwell, kiedy na potrzeby wspomnianej książki stworzył zasady tzw. Nowomowy.

Rzeczony sztuczny język obowiązujący w fikcyjnym totalitarnym państwie Oceania charakteryzował się tendencją do eliminacji słów, które z punktu widzenia ideologii reżimu były nacechowane negatywnie. Dodatkowo Nowomowa dążyła do zawężenia zakresu myślenia obywateli poprzez ograniczenie używanego słownictwa do minimum. Nie pozostawiono żadnych wyrazów, bez których można się obyć. I tak jedna z kategorii języka zawierała zredukowany zbiór wyrazów niezbędnych w codziennym życiu, służących do wyrażania prostych myśli dotyczących konkretnych przedmiotów lub czynności, takich jak: jedzenie, picie, gotowanie, chodzenie, poruszanie się pojazdami, praca itp. Czy coś Wam to przypomina?

Choć rok 1984 rzeczywiście nie był jak „Rok 1984”, to dzisiejszy świat częstokroć przypomina już ten opisany w powieści Orwella. W niektórych aspektach jest on nawet gorszy. Wystarczy spojrzeć na język, którym się posługujemy. Codziennie redukujemy go do minimum - do minimum, przy którym Nowomowa sprawia wrażenie nazbyt skomplikowanej. Po co ograniczać zasób naszego słownictwa poprzez wyrzucanie z niego tylko niektórych wyrazów, pozbądźmy się wszystkich. W powieści Orwella słowa „zły” i „ciemny” zastąpiono określeniami „bezdobry” i „bezjasny”, ale czy jest sens aż tak się wysilać i używać tylu znaków? Przecież wystarczy wstawić odpowiednią ikonę emoji. Komuś zdechł pies? Nie pisz mu, że ci przykro, nie używaj nawet formy „bezradość”, choć nie wiem, czy ta byłaby zaakceptowana przez zasady Nowomowy. Wyślij po prostu emoji symbolizującą smutną buźkę. Ktoś pochwalił się, że kupił nowego iPhone'a? Kciuk w górę, a jeżeli jest to dodatkowo wersja z dyskiem 256 GB w kolorze onyksowym, to zareaguj na to, wysyłając w odpowiedzi czerwone serce. A co tam, wyślij nawet trzy serca i dołącz śliniącą się buźkę!

Nie, nie jestem purystą językowym. Używam emoji, płynę z tym zapoczątkowanym w Japonii prądem. Kolorowe ekwiwalenty słów to wygodny i szybki sposób komunikacji, a poza tym często ułatwiają innym zrozumienie określonego kontekstu wiadomości. Mimo wszystko staram się ich nie nadużywać, emoji tworzą zazwyczaj dopełnienie mojej wypowiedzi, a nie jej jedyną treść. Świat zmierza jednak gdzie indziej.

W 2015 roku Oxford English Dictionary uznał „buźkę ze łzami radości” za słowo roku, a Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych przyjęła do swojej kolekcji książkę „Emoji Dick”, czyli „Moby Dicka” Hermana Melville’a przetłumaczonego na symbole emoji. W chwili obecnej można to traktować jedynie w kategoriach pewnej ciekawostki, jednak trudno przewidzieć, co przyniesie przyszłość, gdyż postępujący rozwój i wzrost znaczenia mediów społecznościowych i komunikatorów internetowych powoduje, że emoji są w coraz większym stopniu obecne w naszym życiu. Na wstępie wspomniałem, iż w upowszechnieniu tej pewnego rodzaju współczesnej wersji orwellowskiej Nowomowy ma swój udział także firma Apple. Można powiedzieć, że kalifornijski producent jest w tym „najdobry”.

W trakcie inauguracji ubiegłorocznej konferencji WWDC Apple zaprezentowało m.in. kilka mniej i bardziej istotnych zmian w systemie iOS. Część z nich dotyczyła aplikacji Wiadomości. Prócz dodania automatycznego podglądu stron internetowych i plików wideo, przyśpieszenia dostępu do aparatu i biblioteki multimediów, skupiono się na dalszej trywializacji języka. Trzykrotnie większe emoji oraz automatyzacja ich wpisywania poprzez zamianę słów na symbole, plakietki, „Bubble Effects” - do wyboru, do koloru. Owszem, dodano także opcję pisma odręcznego, ale czy ktoś z Was z niej korzystał? Nawet jeżeli tak, to gotów jestem założyć się, że średnio nie częściej niż z emoji.

Choć w swoim spocie reklamowym z 1984 roku Apple walczy z „Wielkim Bratem”, to walka ta jest tylko chwytem marketingowym. Tak naprawdę firma na przestrzeni czterdziestu lat swojej historii, niczym wspomniana książkowa Oceania, była państwem totalitarnym. Elementy niezgodne z jej ideologią były od samego początku usuwane, producent zawsze wiedział najlepiej, czego chcą użytkownicy i co jest dla nich lepsze. Ograniczenie możliwości wyboru przedstawiane jest jako niewątpliwa zaleta, ponieważ ułatwia pracę, nie rozprasza. Apple prawie krzyczy: „Myślenie pozostaw nam! Słowa również, oczarujemy cię nimi podczas naszej kolejnej prezentacji, a ty korzystaj z emoji. Co prawda usunęliśmy symbol rewolweru, zastępując go pistoletem na wodę, ale zrobiliśmy to dla twojego bezpieczeństwa, tak abyś nie musiał już myśleć podczas wysyłania wiadomości. Ucieszy cię zapewne fakt, iż do zbioru dostępnych emoji wprowadziliśmy nowe symbole, wśród nich także ten przedstawiający jednorożca”. Bajka! Boję się, że wkrótce pod taką informacją umieszczę swój komentarz w postaci szeregu czerwonych serduszek, a później, tak jak główny bohater powieści Orwella po wizycie w „Ministerstwie Miłości” stwierdził, że jednak kocha Wielkiego Brata, tak ja po kolejnych odsłonach systemu iOS dojdę do wniosku, że kocham emoji.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 2/2017

Pobierz MyApple Magazyn 2/2017

Magazyn MyApple w Issuu